C-HRapka na więcej czy wystarczy mniej?

Czarna czy z mlekiem? Do tego tłusta babeczka z czekoladą czy wegańskie, buraczane biscotti? W lewo czy w prawo? Medycyna czy teatrologia? Czerwień czy czerń? Pustynia Błędowska czy Kazimierz Dolny? Życie jest sumą wyborów. Dokonujemy ich codziennie. Po czasie okazują się trafione lub chybione. Czy C-HR w luksusowej, ekstra płatnej wersji Selection (po polsku „wybór”) jest wart naszej uwagi?

Podoba się czy nie? Test wrażeń.

Kazimierz Dolny – to na pewno dobry wybór. Pustynia Błędowska będzie lepsza dla Land Cruisera z funkcją wygrzebywania się z piachu, nazwaną w Toyocie „crawl control”. Jedziemy!

C-HR w białym, perłowym, mieniącym się w słońcu lakierem i czarnym dachem, stojący na 18-calowych kołach błyszczy najbardziej tam, gdzie ważny jest szyk i elegancja. Urokliwy, eklektyczny Kazimierz przyciąga do siebie zarówno wielbicieli Roxelów z Aliexpressu, jak i nowobogackich w oryginalnych mokasynach od nowojorskiego Tommy’ego. I nikt z nich nie przejdzie obok C-HR-a obojętnie. Skąd ta pewność?  Przekonajmy się.

Wysiadam z samochodu na brukowanej ulicy Krakowskiej, wiodącej od rynku wzdłuż Wisły i staję na chodniku. Proszę Monikę o powolną jazdę tuż przede mną i zatrzymywanie się co 20 metrów. Włączam tryb EV, czyli w pełni elektryczny. C-HR porusza się bezszelestnie i niczym biała dama z brodnickiego zamku od czasu do czasu płoszy zaskoczonych przechodniów zdziwionych nagłym pojawieniem się samochodu, który nie emituje żadnych dźwięków.

Krakowska jest bardzo długa. Idę za C-HR-em w odległości kilku kroków przez prawie dwa kilometry aż do Kamienic Przybyłów, na rynku głównym. Jest słonecznie i gorąco. Mijam rodziny z dziećmi, singli, zakochane pary, wielbicieli metek i bezimiennych klapek, przedstawicieli handlowych w korporacyjnych koszulach i artystów w za dużych okularach. I wierzcie lub nie, ale nikt nie przechodzi obok C-HR-a obojętnie. Nawet psy okazują mu zainteresowanie chcąc obsikać koła i tym samym oznaczyć swoją własność. Sięgam po notes i zapisuję, co słyszę:

Pan po 50-tce w słomkowym kapeluszu: „Zobacz, jaki fajny! To ten nowy C-HR. Nie mogę się nadziwić, że Toyota zrobiła coś takiego”

Chłopiec z lodem: „Mama! On nie warczy!”

Pani w krótkich spodenkach: „E, zbyt kanciasty”. Pan w długich spodniach: „Co ty mówisz, wygląda świetnie!”

Pani po 30-tce: „O, C-HR! Chyba hybryda, bo nie słychać silnika”

Nastolatka: „Ładny kolor. I fajny ten czarny dach”

Zaskoczona, odskakująca w panice pani: „O cholera! Nie słyszałam go!”

Kolega Mariusza: „E, Mario, ma większe felgi niż ty w swoim!”

Golden retriever: „Hau! Hau!”

I tak na okrągło przez dwa kilometry. Styliści Toyoty odrobili lekcje. Po trzech dekadach kreślenia zachowawczych linii karoserii odważyli się na kształty pieszczące oczy. Linie biegną równomiernie wzdłuż i w poprzek samochodu, by nagle zagiąć się i zniknąć w masywnych przetłoczeniach. Schowane klamki tylnych drzwi w dwukolorowym malowaniu, agresywne lampy, nisko osadzone zderzaki i duży spojler na dachu czynią z C-HR-a samochód wizualnie usportowiony. Taki, za którym obracające się głowy powodują skurcze szyi.

Zewnętrze to nie wszystko

Sportowe akcenty znajdziemy również w środku. W testowanej wersji Selection skórzane siedzenia mają świetne trzymanie boczne, podparcie dla ud i regulację lędźwiową. W szybko pokonywanych zakrętach ściskają ciało i nie pozwalają mu zatrzymywać się na boczkach drzwi lub ramieniu współpasażera. Przejechanie bez odpoczynku 400 kilometrów nie jest dla wymęczonego kręgosłupa z kilkoma zwyrodnieniami żadnym obciążeniem. Gdyby fotele miały funkcję masażu, bak był pojemniejszy, a ja wyposażony w cewnik, dojechałbym C-HR-em z Olsztyna do Genewy bez jednego postoju.

Na tylnej kanapie też jest dobrze. Nie znajdziemy tam powierzchni parkietu tanecznego, ale dwójka dorosłych, mierzących 190 centymetrów wzrostu dojedzie bez przykurczy przez 1000 kilometrów. A trójka? Komfortowo pod warunkiem, że ramiona nie będą rozbudowane sterydami lub grillowo-masarniczą dietą.

Rodzice ucieszą się z mocowań Isofix. Znajdzie się też coś dla lubiących kameralność lub tych z was, którzy są gwiazdami rocka, disco polo czy Instagrama. Linia okien tylnego rzędu jest poprowadzona dość wysoko. Dzięki temu siedząc za przednimi siedzeniami możecie być pewni: C-HR obroni Waszą intymność. Nikt nie zobaczy podkrążonych oczu czy braku makijażu. A gdybyście zechcieli wyspać się w nim podczas jazdy polskimi drogami…

Wracamy do przodu. Diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach. Tu styliści popisali się na 90 procent.

Spójrzcie na podsufitkę! Podobne wzory znajdziecie na boczkach drzwi i nie tylko! Gdy przyjrzycie się dokładnie całemu C-HR-owi stwierdzicie, że lubi trójkąty, diamentowe szlify i romby. Jestem pewien, że na pierwszym projekcie styliści narysowali kierownicę w kształcie rombu lub trójkąta.

 

Przeszycia z kontrastowej nici na skórzanych, wentylowanych fotelach z wytłoczonym oznaczeniem wersji Selection robią miłe wrażenie. O ich wygodzie już napisałem. Podobnie jest z ergonomią deski rozdzielczej. Wszystko znajduje się tam, gdzie powinno. W 90 procentach. A nieudane 10? Pewnie powiecie, że się czepiam, ale wystający ekran multimediów wygląda jak przyklejony tablet. Patrzę na niego i myślę, że styliści albo zapomnieli o nim i dokleili go na odczepnego, albo mieli za niski poziom endorfin i dopaminy. Obsługuje się go wygodnie, nie powiem, ale nie zmienię zdania, że powinien zostać wkomponowany w deskę rozdzielczą przez przesunięcie go w dół, w miejsce kratek nawiewu. Opinie co do niego są podzielone. Wiem, że większości z Was podoba się tak, jak jest, bo „czyni wnętrze ciekawsze” i bardzo dobrze. Swoją uwagę wyrażę raz, a później złożę ją na karb twierdzenia, że samochody idealne nie istnieją.

A bagażnik? Krawędź załadunkowa jest nisko. W środku znajdziecie uchwyty do mocowania siatek na zakupy i dodatkowej siatki oraz niskotonowe głośniki wychwalanej firmy JBl, która doprowadziła dźwięk do perfekcji.  377 litrów pojemności kufra jest wartością przeciętną w tej klasie. Konkurenci mają 20-30 litrów miejsca więcej,  ale żaden z nich nie powoduje zwiększonego zapotrzebowania na magnez, by rozluźnić mięśnie szyi. Z radością odżałuję te 20 litrów na rzecz wyglądu.

C-HRobotania pod maską nie ma

Toyota zrezygnowała z diesli. Wielbiciele chrobotania i postukiwania muszą poszukać innej marki. C-HR z podstawowym, 116-konnym, turbodoładowanym silnikiem benzynowym o pojemności 1,2 litra jest rozsądnym wyborem. Samochód kosztuje mniej, zbiera się dostatecznie żwawo i wciąż świetnie wygląda. Ale hybrydowa, nie uturbiona wersja, którą kupuje 80 procent zamawiających C-HR to najlepszy wybór. Podobnie jak w Kazimierzu Dolnym i tu eklektyzm łączenia różnych światów robi dobrą robotę. 122 konie karmione odzyskiwaną z hamowania energią kinetyczną i z umiarkowanym zapotrzebowaniem na paliwo rekompensują dodatkowy wydatek na zakup C-HRa. Mi udało się w cyklu mieszanym osiągnąć wynik 4,8 litra na 100 kilometrów. I wierzcie, nie oszczędzałem samochodu (Sōrī Toyota!).

Selection – czy wybór jest pewny?

Wszyscy najszybciej przyzwyczajamy się do luksusu. Limitowana wersja Selection, obecna w kilku  modelach Toyoty jest nam go w stanie zagwarantować. Zgrabne, eleganckie 18-calowe koła, lakierowany na czarno dach, nie mający prawa trzeszczeć system audio firmy JBL, pełne światła LED, sprawiające wrażenie poruszanych się od środka sekwencyjne światła kierunkowskazów, skórzane, komfortowe siedzenia, podgrzewane siedzenia i kierownica oraz robiące za każdym razem wrażenie rozkładane lusterka emitujące światło układające się w napis „C-HR” na asfalcie są warte swojej ceny. Reszta długiej listy opcji jest do przemyślenia w myśl zasady „co kto lubi”. Mnie nie przekonuje na przykład płatny ekstra system inteligentnego parkowania. Wolę robić to samodzielnie z dwóch powodów. Po pierwsze i tak koncentruję na tym swoją uwagę, a po drugie nie ufam do końca elektronice, która nie zapłaci za mnie za ewentualne szkody. A może jestem po prostu zbyt konserwatywny i nieufny. Wiem jednak, że gdybym kupował C-HRa to z całą pewnością miałbym C-HRapkę na więcej i odczekałbym tyle, ile trzeba, by dopłacić kilkanaście tysięcy do podstawowej wersji wyposażenia. I byłby to jeden z najlepszych wyborów, jakie dokonałem w życiu.

 

Tekst i zdjęcia: Paweł Staszak